W życiu są pewne trzy rzeczy: śmierć, podatki, oraz to, że ktoś po raz kolejny podniesie dyskusję na temat powstania wspólnych rozgrywek dla najlepszych drużyn Litwy, Łotwy i Estonii. Dość niedawno z inicjatywą uruchomienia projektu wystąpiono na Łotwie, ale nie wszyscy potencjalni uczestnicy wyrażają chęć.
Liga Bałtycka, czyli rozgrywki dla najlepszych drużyn lig Litwy, Łotwy i Estonii, funkcjonowała w latach 2007-2011 jako turniej towarzyski i zrezygnowano z niej między innymi przez skandale związane z ustawianiem spotkań, których dopuścił się jeden z łotewskich klubów. Bieżące rozważania dotyczą organizacji Ligi Bałtyckiej jako formy barażów mistrzowskich dla najlepszych drużyn z regionu, a kolejnej inicjatywy wdrożenia projektu rozgrywek podjął się jakiś czas temu prezes łotewskiej Virslīgi, Maksims Krivunecs, z którym rozmawiał litewski portal 15min.lt.
Nowe zasady
W latach wcześniejszych główną kością niezgody pozostawała kwestia liczby uczestników w europejskich pucharach. Litwa, Łotwa i Estonia łącznie posiadały 11 lub 12 uczestników (Estonia raz spadła do progu 3 klubów), zaś dla Ligi Bałtyckiej liczba miejsc miałaby wynieść zaledwie 4. Z tego też powodu o temacie nie chcieli słyszeć Estończycy, dla nikogo zresztą nie było to opłacalne.
Tym razem rozmowy toczyły się z prawem zachowania liczby 12 klubów w Europie, a jak tłumaczy Krivunecs, „wisienką na torcie” dla zwycięzcy Ligi Bałtyckiej byłby początek zmagań nie od pierwszej, lecz drugiej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Ponadto 15min.lt opisuje jak miałyby wyglądać rozgrywki Ligi Bałtyckiej. Liga litewska, łotewska i estońska toczyłyby zmagania w zwyczajowym trybie przez 2 rundy, każdy z zespołów grałby 18 spotkań. Następnie 4 najlepsze drużyny z każdego z państw grałyby we wspólnym turnieju – czyli Lidze Bałtyckiej. Z zaznaczeniem, że drużyny z tego samego kraju nie mogą rywalizować ze sobą. I tak na przykład Żalgiris Wilno mógłby grać tylko przeciwko łotewskim i estońskim zespołom. W ten sposób wyłoni się 11 pucharowiczów. Ostatni, dwunasty, wyjaśni się w walce, która ma zachować jeszcze jakikolwiek prestiż krajowych lig. Drużyny, które nie zakwalifikują się do Ligi Bałtyckiej, grają ze sobą kolejne dwie rundy. Jeśli ostatnie miejsce w Lidze Bałtyckiej zajmie na przykład klub z Litwy, to najlepsza drużyna z ligi litewskiej zagra z nią dodatkowy mecz o miejsce w Lidze Konferencji.
Powyższa tabelka jest analogiczna dla innych krajów, których klub zająłby akurat ostatnie, dwunaste miejsce w Lidze Bałtyckiej.
Szczyt potencjału
Jak tłumaczy w rozmowie z 15min.lt Maksims Krivunecs, w przeciągu 2-3 lat liga łotewska osiągnie swój potencjał komercyjny, który rozpoczęto intesywnie rozwijać od 2018 roku. Jak podkreśla Łotysz, w kwestii rozgrywek Virslīgi udaje się sprzedawać wszystko co się da, liga ma kilku partnerów, jej obecny budżet wynosi 600 tysięcy euro, a wkrótce ma osiągnąć milion. To najwięcej w regionie. Krivunecs myśli jednak o tym co dalej, jeszcze nim Virslīga osiągnie komercyjny szczyt. „Tylko łącząc ligi możemy osiągnąć potencjał dorównujący innym, większym ligom. W przyszłości poziom Ligi Bałtyckiej możnaby porównać do Słowenii, Słowacji czy Finlandii. Obecnie w lidze estońskiej aż 20% spotkań nie jest dla widza interesująca, ani nie ma żadnej wagi. To najwyższe liczby w regionie. Chcemy to ograniczyć, tak aby każdy mecz miał rangę i emocje. We wszystkich krajach bałtyckich drużyny grają ze sobą cztery razy w sezonie – dwa u siebie i dwa na wyjeździe. Nazywam to najnudniejszym turniejem” – tłumaczy Krivunecs.
Zapytany o największe wyzwania i trudności, Krivunecs wskazuje fakt, że żaden klub Virslīgi nie zgodzi się przystąpić do Ligi Bałtyckiej jeśli nie będzie mieć z tego korzyści. Pierwszym zadaniem będzie przedstawienie pomysłu i sprzedanie go. Analizą połączenia bałtyckich rozgrywek ma zająć się holenderska firma Hypercube, która może przeprowadzić ponad 10 tysięcy symulacji turnieju, tak aby znaleźć jego idealną formę, oraz zadecydować czy miałby on w ogóle przyszłość. Sama firma miała ponoć zainteresować się projektem i dostrzec w nim potencjał.
Krivunecs miał także rozmawiać o projekcie z UEFA. „Znowu?” – taka była pierwsza reakcja sekretarza generalnego europejskiej federacji, Theodore Theodoridisa. Finalnie UEFA jest skłonna dać zielone światło dla Ligi Bałtyckiej jeżeli zgodzą się na to przynajmniej dwie z trzech bałtyckich federacji piłkarskich.
Zdziwienie
Wstępną odpowiedź dali już Litwini, i wynika z niej, że Krivunecs może już mieć tylko nadzieję, że Estończycy zdołają się przekonać do koncepcji. „Nie jesteśmy zainteresowani” – taką odpowiedź uzyskał z LFF Łotysz. „Dla mnie to dziwne. Pomyślałem, że to może nie jest dla nich odpowiedni czas na podejmowanie takich decyzji” – tłumaczy portalowi 15min.lt Krivunecs.
Z kolei motywem odmowy Litwinów jest to, że prezes tamtejszej federacji Edgaras Stankevičius rozmawiał już na ten temat z zarządami litewskich klubów, i ci nie wyrazili poparcia dla tego projektu. Działacz nie wnikał już w szczegóły braku zainteresowania ze strony klubów. Dla Krivunecsa to smutne, i dodał, że na Łotwie na pewno wszystkie 10 zespołów wyraziłoby poparcie. „Jeśli kluby powiedzą, że tego nie chcą, to mam dla nas wszystkich złą wiadomość. Oznacza to, że nasza piłka nie zmierza we właściwym kierunku. Taki byłby mój wniosek” – zakończył Łotysz.
Co ciekawe dziennikarze 15min.lt skontaktowali się z prezesem A Lygi, Janasem Nevoiną, który przyznał, że nie otrzymał żadnych oficjalnych informacji o Lidze Bałtyckiej. „Kilka lat temu była taka inicjatywa, zorganizowano u nas spotkanie, ale podjęto decyzję o nierozważaniu takiego projektu” – powiedział Nevoina. Dodał jednak, że jeśli ktoś ma jakąś propozycję, to na pewno A Lyga się nad nią pochyli. Działacz odmówił komentowania zrodzonych na Łotwie ideii tłumacząc, że po prostu nie są mu znane, tak samo jak potencjalne zasady o których mogliście przeczytać na początku artykułu. Wydawał się jednak być entuzjastą samego zamysłu rozgrywek międzynarodowych.
Na temat Ligi Bałtyckiej wypowiedziała się także prezes Żalgirisu Wilno, Vilma Venslovaitienė, która ma negatywny stosunek do tych rozgrywek. „Litewska A Lyga z roku na rok jest coraz mocniejsza, kluby mają coraz większe budżety, nie ma więc sensu na razie zaczynać nowej przygody. Szczerze mówiąc oceniam to negatywnie. (…) Musimy skupić się na naszych mistrzostwach i rozwijać krajowych zawodników do kadry narodowej. Jeśli połączymy ligi jakie będą zasady? Jak będziemy grać? Ile będzie miejsc w Europie? Jest tak wiele pytań bez odpowiedzi. Czy możemy sobie wyobrazić co oznaczałoby pojechanie do najdalszego zakątka Łotwy aby zagrać? To 400 kilometrów, musisz jechać dzień wcześniej, organizować podróż, hotel” – powiedziała Venslovaitienė do której najwyraźniej także nie dotarły szczegóły łotewskiej koncepcji. Uznała również, że nie będzie to wbrew pozorom atrakcyjne dla kibiców. „Kto pojedzie do Estonii aby wspierać klub?” – pyta retorycznie prezes Żalgirisu. Dodała też, że byłoby to zniszczenie małych klubów i tradycji.
Wszelkie wątpliwości co do Litwy w tej kwestii rozwiał Edgaras Stankevičius. Widział wstępne wyliczenia firmy Hypercube, ale nie widzi potencjału Ligi Bałtyckiej. „Powiem brzydko – na dziś to jest utopia” – podsumował działacz.