W niedzielnym starciu na Stadionie Narodowym nareszcie zaprezentowała się Łotwa, którą przyjemnie było oglądać. Oczywiście do naprawdę dobrej gry dużo jeszcze brakuje, ale nawet sami Łotysze są zgodni: widać było ogromny postęp. Rozłóżmy zatem spotkanie na czynniki pierwsze.
Najlepszy gracz Łotwy. Tu wybór mógł być tylko jeden. Pāvels Šteinbors udowodnił, że pojawiające się opinie stawiające go jako jednego z najlepszych bramkarzy naszej Lotto Ekstraklasy nie wzięły się znikąd. Można zastanawiać się czy w 84. minucie to Przemysław Frankowski nie wykorzystał kapitalnej okazji stojąc ok. metr od bramki, czy wspaniałym refleksem wykazał się Šteinbors. Prawda zapewne leży po środku, lecz golkiper Arki Gdynia w trakcie meczu zaprezentował się z naprawdę dobrej strony i śmiało można uznać go za najlepszego Łotysza na boisku. Kapitalnie wykorzystał swoją szansę po kontuzji Vaņinsa. Skapitulował dopiero w 76. minucie.
Do poprawy. O grze Polaków powiedziano chyba już wszystko i sami widzieliśmy jaka niestety była. Myślę, że prawie wszyscy spodziewalismy się gładkiej wygranej, ale kolejny już raz słabsza reprezentacja akurat w meczu z nami pokazuje się z dobrej strony. No właśnie, zanim zaczniemy chwalić Łotyszy to trzeba zwrócić uwagę na rzeczy wymagające korekty. Przede wszystkim bardzo dużo było głupich błędów indywidualnych, zbyt krótkich wybić wprost pod nogi rywala, prostych strat. Gdyby Polacy byli w stanie wykorzystać te wszystkie pomyłki, to wynik spełniałby na pewno oczekiwania kibiców. Widać było również, że w drugiej połowie Łotysze wysiadali kondycyjnie. To dowodzi zatem jak ważna jest regularna gra w klubie i przygotowanie fizyczne. Trener Stojanović będzie musiał zwrócić na to uwagę. Również kontry czy wyjścia z własnej połowy bywały organizowane chaotycznie i na granicy błędu. Nie mowa tu o wszystkich próbach, ale niektóre ataki kończyły się zbyt szybko po niepewnym rozgrywaniu piłki.
Zabrakło zimnej krwi. Teraz można się tylko zastanawiać jak potoczyłby się ten mecz gdyby Łotwa wykorzystała swoje szanse, które stworzyli np. Gutkovskis czy Karašausks. Szczególnie ten drugi miał kapitalną sytuację gdy po kontrze skrzydłem stanął oko w oko z Wojciechem Szczęsnym. Na szczęście dla Polski Kamil Glik zdołał przyblokować strzał i piłka nieznacznie mijając słupek naszej bramki wyszła na rzut rożny. Za usprawiedliwienie Łotysza można uznać fakt, że został przytłoczony przez całą tą sytuację. Ponad 51 tysięcy ludzi na trybunach, praktycznie pełen stadion i Ty jeden sam na sam z bramkarzem faworytów. Niejednemu zapewne nogi by zmiękły, tak jak Karašausksowi właśnie. Warto dodać, że Łotysze na Stadionie Narodowym grali przed najliczniejszą publiką w swojej historii.
Na plus. Poza wspomnianym Šteinborsem w bramce ze swojej strony wyróżniłbym Jānisa Ikaunieksa. Na 24-latka z Liepāji zwracałem uwagę jeszcze przed meczem i nie zawiódł mnie w kwestii pokazywania się na boisku. W drugiej części pierwszej połowy przygasł, ale na jej początku oraz w drugiej części gry potrafił dobrze zabrać się z piłką, pokombinować, wykonać kreatywne podanie czy potrzymać nieco futbolówkę. Jeśli ktoś faktycznie miał zwrócić na siebie uwagę polskich klubów, to uważam że skauci z naszej Ekstraklasy powinni zainteresować się tym chłopakiem. Jak dla mnie odwalił kawał dobrej roboty w meczu z Polską, inicjując sporo wyjść z własnej połowy. Fajnie wyglądał w ataku Rakels, który wyrasta na lidera drużyny. Widać było, że próbuje szukać pomysłu na jakąś ciekawą akcję z przodu, nie bał się szukać szans, był jasnym punktem w ofensywie mimo braku strzelonego gola. Gdyby meczu przez kontuzję nie opuścił Dāvis Ikaunieks, to polska defensywa mogłaby mieć więcej kłopotów niż to miało miejsce. Tak czy siak widać wreszcie było, że Łotwa próbuje konstruować jakieś akcje, że obrona radziła sobie w większości pojedynków główkowych (chociaż obydwa gole dla Polski padły po strzałach głową właśnie), a sama gra wyglądała o niebo lepiej niż we wszystkich poprzednich meczach.
Zalecenie trenera czy boiskowe cwaniactwo? Przy korzystnym wyniku do przerwy, a potem do 76. minuty łotewscy piłkarze dużo upadali, szukali fauli i dzięki temu przedłużania się spotkania. Ciężko zawyrokować czy było to zalecenie Slavišy Stojanovicia, czy wynikało to z nabytego boiskowego sprytu. Momentami Łotysze dość często starali się kraść cenny dla nich czas szukaniem przewinień, choć jedynym piłkarzem ukaranym w tym spotkaniu za symulowanie faulu był Krzysztof Piątek.
Kibice i atmosfera. O tym, że na kadrze nie jest od dłuższego czasu prowadzony zorganizowany doping wie raczej większość. Doszło jednak do kilku sytuacji, w których człowiek zastanawia się jak w naszym kraju obok siebie mogą wspólnie funkcjonować dwie, tak skrajnie inne kultury kibicowskie – klubowa i reprezentacyjna. Większość otoczenia w sektorze na którym siedziałem z dziewczyną była solidnie pijana. Kilku kolesi ledwo trzymało się na nogach, jeden w przerwie nawet zasnął. Wulgarne teksty, prostackie odzywki, szukanie zaczepek… Było kilka sytuacji, że „kibice” Polski pobiliby się między sobą za losową pierdołę typu że ktoś zajął komuś miejsce. Nie rozumiem też kompletnie jakim cudem kilka razy będąc po drugiej stronie stadionu słyszałem kilkudziesięcioosobową grupę kibiców Łotwy, z której aktywnie dopingowało ok. 20 osób! Przecież Polaków było ponad 51 tysięcy! Na klubowej piłce to nie do pomyślenia, na reprezentacji te głośniejsze okrzyki Łotyszy powodowały jedynie gwizdy bądź chwilowe zrywy. Chociaż gdy potem przeczytałem wypowiedzi w internecie, że inni ludzie przy prawie pełnym stadionie słyszeli krzyki trenera czy piłkarzy, to jednak nachodzi mnie refleksja, że jeśli ktoś chce poczuć prawdziwy kibicowski klimat w Polsce to powinien udać się na mecz Lecha, Legii czy Widzewa a nie reprezentacji.
Ślizgawka. Nie wiem kto odpowiadał za przygotowanie murawy i jej stan ale ślizgali się na niej i Polacy, i Łotysze. Na kolejne mecze na tym obiekcie boisko powinno być dużo lepiej przygotowane, bo w niedzielnym spotkaniu bardziej przydatne byłby łyżwy aniżeli korki. Upadków spowodowanych poślizgiem była cała masa po obydwu stronach.
Powiedzieli po meczu. Trener Łotwy Slaviša Stojanović stwierdził jasno:
Oglądaliśmy dobry mecz z obu stron, obie strony miały szanse na gole. Jeśli jednak nie strzelasz gola z taką drużyną jak Polska, to zostajesz ukarany. Mieliśmy problemy w drugiej połowie, ale też nie zapominajmy, ze graliśmy z topową drużyną na pięknym stadionie. Zabrakło nam siły, kondycji i koncentracji.
Szkoleniowiec naszych niedzielnych rywali wymienił dwa główne mankamenty swojej drużyny z wczorajszego spotkania: niewykorzystane sytuacje i zbyt słabe przygotowanie kondycyjne. Słoweniec może mieć jednak powody do zadowolenia, po tym spotkaniu jego podopieczni na pewno nabrali pewności siebie i wiary, że są w stanie zagrać na wyższym poziomie niż dotychczas prezentowali. Z kolei Jerzy Brzęczek stwierdził, że przed meczem istniały obawy czy polskiej kadry nie opanował wirus świńskiej grypy. Problemy zdrowotne miały dotknąć nawet 10 piłkarzy. Poza wątkiem chorobowym o meczu Jerzy Brzęczek powiedział:
Przed spotkaniem z Łotwą mieliśmy świadomość, że nie będzie to łatwy mecz i potwierdziło się to już w pierwszych 20 minutach. Graliśmy wolno, dawaliśmy szansę na kontrataki. Na szczęście w drugiej połowie wyglądało to już lepiej, choć Łotysze mieli świetną okazję przy 0:0, ale pomogła nam interwencja Kamila Glika.
Prognozy na przyszłość. Polska kadra chociaż ma po 2 meczach komplet punktów, to powodów do zadowolenia brak. Spotkanie z Łotwą miało być spacerkiem a skończyło się na męczarniach i grze na niskim poziomie. Gdyby Łotwa zachowała więcej zimnej krwi, to rezultat mógłby być zgoła inny. Przeciwko silniejszym rywalom to na pewno nie wystarczy, zwłaszcza że na czarnego konia grupy wyrasta Izrael. Łotwa z kolei zaprezentowała się bardzo dobrze, pierwszy raz od dłuższego czasu. To spotkanie może być dużym zastrzykiem pewności siebie i wiary, że nie muszą stać na przegranej pozycji. Pytanie na ile Slaviša Stojanović będzie umiał wykorzystać ten impuls.
Zadowolenie ale jednocześnie żal. Łotysze z Warszawy wyjechali z podniesionymi głowami. Piłkarze po spotkaniu z wiarą opowiadali, że Łotwa zagrała dziś dobrą piłkę, że Łotwa potrafi, że są nadzieje na przyszłość. Również kibice i media byli zgodni w swojej ocenie, że to był najlepszy mecz łotewskiej kadry od dawna, i to z taką drużyną jak Polska. Jednocześnie ubolewali nad tym, że spotkanie zakończyło się wynikiem 2-0 dla biało-czerwonych. Było im szkoda piłkarzy, którzy dzielnie trzymali się do 76. minuty. Apetyty wraz z dobrą grą zawodników rosły, i na pewno wielu Łotyszy miało nadzieję w sercu na remis czy może nawet zwycięstwo. Spotkanie z Polakami pokazało jednak, że Łotysze muszą jeszcze popracować nad kondycją i koncentracją. Śmiało jednak mogą spojrzeć w przyszłość z nieco większym optymizmem niż do tej pory, po wyczekanej dobrej grze ich reprezentantów. Pozwala to mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze!
obrazek wyróżniający: fot. Szymon Starnawski