Piłkę nożną pokochał od początku, choć jak na dzisiejsze standardy trenować zaczął późno. Sergejs Kožans jak wielu zawodników z tamtych czasów na szerokie wody wypłynął ze Skonto Ryga. Karierę zakończył w wieku 31 lat, głównie ze względu na problemy zdrowotne. Dlaczego nie został w Lechii? Jak w ogóle tam trafił? O tym, i o wielu innych rzeczach przeczytacie w niniejszym artykule, poświęconym Sergejsowi Kožansowi.
Rodzynek
Na Łotwie miano najpopularniejszej dyscypliny sportowej od dawna nosi hokej. Widać to było również w szkole, do której uczęszczał mały Sergejs. Nie brakowało w niej hokeistów, zaś on jedyny wybrał piłkę nożną. Jak sam wspominał – jego ojciec bardzo interesował się sportem, jedynie kwestią czasu było aż syn zacznie coś trenować. Padło na piłkę, która Sergejsowi najzwyczajniej w świecie po prostu się spodobała. Rozpoczął treningi w szkółce piłkarskiej „Rīga” u Anatolijsa Čebansa. To trener młodzieżowy, który trenował łotewskie reprezentacje juniorskie, obecnie jest asystentem w narodowej kadrze U21. Później szkółka przekształciła się w JFC Skonto (akademia słynnego łotewskiego klubu) funkcjonując według systemu i standardów wielokrotnego mistrza Łotwy. Kožans trenować piłkę zaczął mając 9 lat. Jego zdaniem to późno, tyle samo lat ma obecnie jego syn. Sergejs w wywiadzie dla strony klubowej Skonto zdradził, że chłopak zainteresowanie futbolem zaczął okazywać już w wieku 5 lat.
Obrońca z przypadku
Pierwszą profesjonalną umowę ze Skonto piłkarz podpisał w 2004 roku. Wówczas był jeszcze napastnikiem. To, że został defensorem jest dziełem zbiegu okoliczności i zasługą wysokiego wzrostu – Kožans mierzy 1,92 m. Na jednej z gier treningowych w klubie zabrakło środkowego obrońcy, więc ze względu na dobre warunki fizyczne przesunięto tam Sergejsa. Wypadł bardzo przekonująco, a sztab drużyny w składzie trenera I zespołu Jurijsa Andrejevsa, Mihailsa Koņevsa (obecny szkoleniowiec Rigi FC), oraz Rewaza Dzodzuaszwiliego (w 2005 roku Gruzin został wiceprezydentem Skonto, był także trenerem w młodzieżowym JFC Skonto) wraz zawodnikiem podjął decyzję – Kožans zmieni pozycję na obrońcę, już bez powrotu do roli napastnika. Piłkarz ochoczo przyjął sugestię sztabu. W 2005 roku do klubu przyszedł angielski trener Paul Ashworth, obecnie dyrektor techniczny w FC Astanie. W trakcie swojej pracy w Skonto (2005-2009) nazywany był „łotewskim Mourinho”. To nawiązanie do dużych umiejętności trenerskich, przy jednoczesnym braku występów w profesjonalnym futbolu. Anglik za sprawą swoich metod treningowych bardzo pomógł w rozwoju Sergejsa jako środkowego obrońcy.
Występy na Łotwie i pierwszy transfer
W swoim debiutanckim sezonie dla Skonto rozegrał jedynie 4 spotkania, lecz warto zaznaczyć iż zagrał je od początku do końca. Szczegółowe dane do dziś uchowały się na stronie skontofc.com (w tabelce wystarczy kliknąć na interesujący nas rok i wyskoczą dokładne informacje). Rok 2005 był jednak jeszcze okresem wdrażania Kožansa do seniorskiej drużyny Skonto, piłkarz miał wtedy 19 lat. Rok później wystąpił w 9 spotkaniach i strzelił 2 gole, co pokazało że gdzieś uchował się w nim instynkt snajpera z czasów gry jako napastnik. Dwa gole zdobył także w 2007, chociaż wtedy mógł pochwalić się już 20 występami w lidze. Rok później gola nie zdobył, a o połowę spadła liczba jego ligowych gier. W 2009 zagrał tylko połowę sezonu, potem został piłkarzem Lechii Gdańsk. Zdążył zagrać w 8 meczach i zdobył 1 gola. Przed odejściem do Polski, dla Skonto zagrał 51 razy i strzelił 5 goli. Z klubem nie zdołał wywalczyć żadnego trofeum, choć było blisko. W lidze i pucharze zdobywał srebrne i brązowe medale.
Współpraca z Lechią Gdańsk
Kožans latem 2009 nie znalazł się w Lechii przypadkowo. Trafił tam razem z Ivansem Lukjanovsem, który wówczas w Skonto wykazywał się kapitalną formą strzelecką. W lipcu po dość długich testach gdański klub wykupił z Rygi obydwu zawodników za łączną kwotę 200 tysięcy euro. Choć Lechia i Skonto oficjalną umowę o współpracy podpisały w październiku 2009, to jednak przyjazne relacje utrzymywały wcześniej, czego dowodem były transfery dwóch łotewskich zawodników. Sergejs początki miał trudne, złapał kontuzję która wykluczyła go z pierwszych starć. W późniejszych etapach Łotysz miał po drodze jeszcze kilka urazów, które wyłączały go z gry na krótszy lub dłuższy okres. Co do kontraktu – podpisał umowę na 3 sezony, a jeśli obie strony byłyby zadowolone ze współpracy, to kontrakt mógłby zostać przedłużony o kolejne 3 lata. Przychodząc do Gdańska Łotysze byli zadowoleni z zastanych warunków, mimo że w Rydze mieli świetną bazę treningową, którą z kolei zachwycali się przedstawiciele Lechii podczas wzajemnych wizyt działaczy.
Nowy stadion i zdarte gardła
Łotewski defensor miał okazję towarzyszyć Lechii w bardzo ważnym dla niej wydarzeniu: otwarciu PGE Areny. Pierwszym ligowym starciem na nowym obiekcie była potyczka z Cracovią (1-1). Co więcej, gola dla gości z Krakowa zdobył Aleksejs Višņakovs. W tamtym spotkaniu Sergejs został na 20 minut kapitanem zespołu, po tym jak boisko opuścił Tomasz Dawidowski. Piłkarze jednak nie spełnili oczekiwań ponad 34-tysięcznej publiczności, która pożegnała zawodników gwizdami. Atmosfera na polskich trybunach to jedna z rzeczy, która szczególnie zapadła piłkarzowi w pamięć. Zawodnikom zdarzało kończyć się mecz z bólem gardła, po tym jak musieli do siebie krzyczeć próbując przebić się przez doping fanów. W przeciwieństwie do Łotwy Kožans mógł poznać także smak popularności, ludzie często rozpoznawali go na ulicach, pozdrawiali. Jeden taki przypadek miał nawet miejsce gdy w późniejszym etapie kariery jeden z fanów podszedł do niego gdy piłkarz czekał na wyrobienie wizy na Białoruś.
Rozstanie na własne życzenie
W Ekstraklasie rozegrał 42 mecze i zdobył 1 gola (28.04.2010 z Lechem Poznań, trafienie po asyście Lukjanovsa). Doliczając występy w Pucharze Polski uzbierało się okrągłe 50 występów. Sam piłkarz w Lechii czuł się dobrze, dostrzegał podobieństwa między Gdańskiem a Rygą, obydwa miasta leżą nad morzem. Sportowo raczej bez zastrzeżeń, ale dla pewności podpytałem Macieja Nierzwickiego z lechia.net.
Po prostu był. Piłkarz jakich wielu, ale solidny. Raz tylko Kafarski go nie wystawił do składu, i w wywiadzie po meczu na pytanie „Dlaczego nie zagrał Kožans?” odpowiedział, że tego nie zdradzi, i zachowa dla siebie.
Ze zmianą trenera wiąże się też odejście zawodnika, choć wcześniej Sergejs mógł sobie zapewnić pozostanie w klubie. Po pierwszej połowie sezonu 10/11, która była dla niego dość udana, doznał urazu. Lechia zaproponowała wówczas przedłużenie umowy, lecz Kožans liczył na lepsze warunki finansowe. Ponieważ miał ważny kontrakt przez rok czasu, postanowił wstrzymać się z decyzją do momentu wyleczenia kontuzji. Potem Lechii zaczęło iść gorzej, a Tomasza Kafarskiego zastąpił Rafał Ulatowski. Pod wodzą nowego szkoleniowca Łotysz zaliczył kilka występów, ale doskonale wiedział że dojdzie do zmian. Odeszło paru obcokrajowców a kontraktów Lukjanovsa i Kožansa nie przedłużono. W rozmowie ze stroną klubową Skonto w 2014 roku przyznał, że powinien był zgodzić się na zaproponowaną przez klub ofertę. Na zakończenie wątku Lechii można podkreślić, że jeszcze częściej niż urazy Łotysz łapał żółte kartki.
Ciężki okres i poszukiwania
Po opuszczeniu Lechii Kožans był już dogadany z jednym z klubów, miał kupione nawet bilety, ale doznał kontuzji, która wyłączyła go z gry na cały lipiec. Potem pojawiła się oferta od ukraińskiego Metalurga Zaporoże, do którego trafił także Ivans Lukjanovs. Niestety łotewski defensor będąc świeżo po kontuzji, poza optymalną formą, nie zdołał przekonać do siebie sztabu szkoleniowego, zaś jego były kolega z Lechii został na Ukrainie. Potem było Dinamo Mińsk, od którego Kožansa dzielił tylko podpis pod umową. Finalnie okazało się, że transakcja nie może dojść do skutku przez limit obcokrajowców. Zrezygnowany obrońca wrócił do ojczyzny, gdzie trenował z rezerwami Skonto aby nie wypaść z rytmu. Po dwóch tygodniach wpadła oferta od Szachciora Soligorsk, którą zdesperowany w tamtym momencie Kožans przyjął. Finalnie okazało się, że ze względu na brak wolnych miejsc nie może grać z I zespołem, lecz został tam aby występować w rezerwach. Warunki w Soligorsku nie były zdaniem zawodnika gorsze od tych w Polsce. Mimo nie najgorszego poziomu sportowego ligi rezerw, Sergejsa nie satysfakcjonowała gra w nich. Trener pierwszego składu na bieżąco monitorował jego sytuację, zaoferował nową umowę, ale ze względu na brak występów w podstawowej drużynie Kožans nie chciał ryzykować. Oferta została odrzucona.
Największy błąd w karierze
Na Białorusi zawodnik mieszkał sam, rodzinę na Łotwie odwiedzał co dwa tygodnie. W marcu 2013 podpisał kontrakt z innym białoruskim zespołem – Sławią Mozyrz. Przejście tam Łotysz nazwał „największym błędem w swojej karierze”. Wszystko przed to, że szukając w pośpiechu nowego zespołu podpisał umowę zaraz po testach na mini-turnieju, w którym zagrał 1 mecz. Szkopuł w tym, że odbywał się on w innym mieście, a Mozyrzu nie widział wówczas na oczy. Klub nie miał murawy z syntetyczną murawą umożliwiającej na niej grę w zimowych miesiącach. Zawodnicy więc jedynie biegali i chodzili na siłownię, dopiero potem odbył się obóz przygotowawczy w Turcji. Po powrocie do Mozyrza Kožans zdał sobie sprawę w jakim miejscu się znalazł. W tamtym sezonie klub z hukiem spadł z najwyższej ligi wygrywając zaledwie 5 z 32 spotkań. Dla Łotysza nie było w tym nic dziwnego. Jego zdaniem klubem zarządzały osoby kompletnie nieznające realiów piłki. Sławia popadła także w poważne problemy organizacyjne. Nie posiadała własnej bazy, więc piłkarze musieli mieszkać w hotelach, każdy dostał jakąś niedużą kwotę aby na własną rękę znaleźć mieszkanie. Sergejs wcale nie miał łatwiej z tytułu bycia obcokrajowcem, wręcz przeciwnie – nikt się jego losem nie interesował. Uratowało go to, że wcześniej mimo bycia Łotyszem jako pierwszego języka używał rosyjskiego. To pozwoliło mu także szybciej nauczyć się polskiego gdy grał w Gdańsku. Potem okazało się, że opłaty za hotel gracze muszą pokryć… z własnej kieszeni. Kožans szybko rozwiązał umowę chcąc za wszelką cenę wydostać się ze Sławii. Zagrał dla niej 5 spotkań w lidze.
Powrót na Łotwę
Latem 2013 roku miał trafić do Skonto, które przygotowywało się do europejskich pucharów. Sławia zwlekała jednak ze zwrotem certyfikatu, więc klub z Rygi nie mógł dopiąć transferu. W międzyczasie podpisano umowę z innym środkowym obrońcą – Naurisem Bulvītisem. Kožans wiedział, że do nowego-starego zespołu trafi najwyżej jako rezerwowy, lecz był na to gotowy. To było już jednak Skonto znajdujące się w obliczu poważnych kłopotów, 3 lata przed upadkiem. Prezesem był Vladimirs Koļesničenko a trenerem Tamaz Pertia, obecny szkoleniowiec Valmiery. Sergejs ciepło wypowiadał się o Gruzinie i jego umiejętnościach taktycznych, porównywał go do Tomasza Kafarskiego. W Skonto grał rok, do lata 2014. W klubie zaczynało się robić naprawdę źle. Warto wspomnieć, że jeszcze po Białorusi Sergejs szukał pracodawcy w Polsce. Zgłosił się jeden klub z 1. ligi, lecz nie chciał zagwarantować Kožansowi lokum, co było kluczową sprawą dla niego. W 2013 roku w barwach pierwszego zespołu zagrał 2 ligowe mecze, tyle samo wystąpił także w barwach rezerw. Znacznie więcej razy wystąpił w sezonie 2014, które Skonto zaczęło z 5 ujemnymi punktami za zaległości finansowe. W 16 spotkaniach zdobył 2 gole, i wyjechał z Rygi. Jego łączny bilans ligowych meczów dla ryskiego hegemona (wliczając spotkania rezerw) to 71 gier i 7 goli. Następną destynacją w karierze Sergejsa ponownie była Polska, lecz tym razem Tychy.
Mała Via Baltica
Na usługi Łotysza w tyskim GKS-ie zdecydował się ówczesny trener Przemysław Cecherz. 1. ligowy zespół dość długo poszukiwał środkowego obrońcy, a Kožans miał już przetarty ślad w Polsce. Umowę podpisał do końca sezonu, jednak klub dodał do niej zapis możliwego jednostronnego rozwiązania jej. Z tego rozwiązania GKS skorzystał pod koniec 2014 roku. Sergejs rozegrał w rundzie jesiennej 11 spotkań, większą część z nich wychodząc w pierwszym składzie. Łotysz padł ofiarą „czystek” w Tychach, w tamtym okresie klub zrezygnował z usług 5 zawodników, których nowy trener Tomasz Hajto nie widział najwyraźniej w swoich planach. Finalnie GKS spadł z 1. ligi w sezonie 14/15. O to jak Kožansa zapamiętano w Tychach zapytałem Damiana Majewskiego, kibica klubu.
W sumie gość nie wyróżniał się niczym, zagrał kilka spotkań. Bez szału, ale też nie można powiedzieć, że zaniżał poziom, po prostu był przeciętny.
28. stycznia obrońca podpisał kontrakt z siódmą wówczas drużyną litewskiej A Lygi, FC Šiauliai. Już zaraz po przyjściu do nowego zespołu Sergejs miał okazję mierzyć się przeciwko Skonto w towarzyskim meczu. Litwini nie pokazali się jednak w nim z dobrej strony i przegrali 1-4. W nowym zespole Kožansa także nie omijały problemy zdrowotne. Gdyby nie to, zagrałby więcej spotkań w lidze niż 7. Jak w ogóle Łotysz znalazł się w Szawlach? Zadzwonił do niego dyrektor sportowy klubu Antanas Sakavickas (w 2009 roku jako dyrektor zarządzający w Skonto podpisywał umowę o współpracę z Lechią). W jednym z wywiadów dla litewskich mediów obrońca powiedział, że litewskie miasto spodobało mu się, lecz najlepszym krokiem w jego karierze była gra w Polsce, Sergejs bardzo polubił nasz kraj. Na tyle, że pojawił się w nim jeszcze raz. Na tyle, że latem 2o15 odszedł z Litwy do Bytovii Bytów. Trenerem był tam doskonale znany Łotyszowi Tomasz Kafarski, który chwalił defensora za dobrą grę w powietrzu. Finalnie w 1. ligowym klubie rozegrał zaledwie 4 ligowe spotkania, z czego ostatnie z MKS-em Kluczbork (1-1) zakończył już w 29. minucie, po tym jak wyleciał z czerwoną kartką z boiska za faul na wychodzącym sam na sam Macieju Kowalczyku. Opuszczenie przez zawodnika Bytovii w styczniu 2015 odbyło się za porozumieniem stron, zaś całą sytuację skomentował trener Tomasz Kafarski.
W czwartek rozmawiałem z Sergejsem o jego sytuacji rodzinnej i osobistej. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że najlepszym wyjściem dla niego będzie rozwiązanie kontraktu z naszą drużyną i znalezienie sobie klubu bliżej rodzinnego domu.
I znalazł. Nowym zespołem Łotysza został Spartaks Jūrmala.
Jedyne trofeum
Na początku lutego 2016 Kožans udał się na testy do Spartaksa. Pod koniec miesiąca, gdy zawodnik został wyrejestrowany z PZPN-u, podpisał kontrakt. Klub z nadmorskiego miasta w 2015 roku zakończył ligowe zmagania na 5. miejscu w tabeli, zaś w 2016 wywalczył mistrzostwo. Właśnie ten sukces Sergejs mógł zapisać sobie w piłkarskim CV, mimo że nie miał okazji razem z kolegami wznieść pucharu. W Spartaksie zaczął grać od kwietnia. W lidze wystąpił 7 razy, zaś w Pucharze 4. W tych drugich rozgrywkach Spartaks przegrał 0-1 w finale z FK Jelgavą. W czerwcu 2016 Spartaksa zamienił na Rigę FC. Dla niej zagrał raptem 2 razy, potem doznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go na pół roku. Był bardzo zdeterminowany, by w 2017 roku wrócić na boisko. Niestety leczenie trwało dłużej niż przewidywano. Klub wypracował kompromis: razem z zawodnikiem ustalono, że zostanie grającym asystentem trenera rezerw Rigi, który w razie czego miał pomagać też na murawie. Wówczas drużyne B prowadził znany Kožansowi ze Skonto Mihails Koņevs. Jednocześnie Sergejs kształcił się aby zostać trenerem piłkarskim. Na boisko niestety już nigdy nie wrócił, w wieku 31 lat zakończył karierę piłkarską, nie ma go już także w Ridze.
Ciekawostki
Ludzie mają swoje przesądy, wierzenia, czy przekonania. Do wyjątków nie należy Sergejs, który miał swoje przyzwyczajenia i reguły. Jedną z nich było niegolenie się przed meczem. Drugi przesąd pojawił się podczas gry w Lechii. Pewnego razu obrońca w dniu meczowym wyszedł wyrzucić śmieci. Następnie na boisku nie poszło mu najlepiej. Od tamtego czasu wzbraniał się przed opróżnieniem kosza na śmieci przed meczem, i do tego samego namawiał innych zawodników. „Lepiej żeby śmierdziało, ale nigdy nie wyrzucać. Zrobiłem to raz i zagrałem naprawdę źle” – tak motywował swój przesąd Kožans.
Reprezentacja
Jeszcze za czasów gry w Lechii Gdańsk defensor znajdował się pod obserwacją sztabu szkoleniowego reprezentacji Łotwy. Finalnie nigdy nie udało mu się w niej zadebiutować, mimo gry w polskiej Ekstraklasie, która do dziś jest postrzegana na Łotwie jako atrakcyjna liga. Zaliczył za to 4 spotkania w reprezentacji U21, lecz był to okres 2006-2008, a więc czasy dość odległe. W latach 2003-2004 był także reprezentantem swojego kraju w kategorii U17, w tej drużynie wystąpił trzykrotnie. Wielka szkoda, że w głównej mierze kontuzje zahamowały karierę Sergejsa. Ciekawe również jak dziś wyglądałaby jego kariera gdyby w feralnym momencie przyjął ofertę od Lechii Gdańsk, i przedłużył kontrakt. To właśnie w gdańskim klubie zaliczył najlepszy okres w swojej karierze, który być może potrwałby dłużej niż 3 sezony, które spędził w Lechii.