To co jakiś czas temu przerabiała Armenia, stało się faktem na Litwie. Najwyższa liga naszych północno-wschodnich sąsiadów startuje w bardzo okrojonym składzie, a 6-zespołowe zestawienie czyni ją najmniejszymi rozgrywkami w całej Europie.
Pierwszy i ostatni raz taka sytuacja na Litwie miała miejsce… 98 lat temu. W 1922 roku, w pierwszej historycznej edycji ligi wystartowało 6 zespołów. Najgorzej było rok później, na starcie rozgrywek zameldowały się tylko 4 drużyny. Tamtych lat jednak nie ma co porównywać do obecnych czasów, zwłaszcza przy dzisiejszych środkach i możliwościach. Wystarczy zresztą zerknąć na liczbę rozegranych wówczas spotkań (Aviacija Kowno rozegrała tylko jedną rundę).
To, co trapi dzisiejsze kluby to przede wszystkim kwestie finansowe. Kwotą gwarantującą spokojne rozegranie sezonu na najwyższym poziomie jest 300 tysięcy euro. Zwycięzca I Lygi, Džiugas Telsze, ma budżet sięgający 2/3 tej sumy, i chcąc zabezpieczyć się, zrezygnował z awansu. Tym samym tropem poszły inne kluby, które odmówiły federacji. Dodajmy, że oprócz wspomnianych pieniędzy potrzeba spełnić szereg innych wymagań: posiadać drużynę rezerw, szkółkę piłkarską, dysponować odpowiednią infrastrukturą. Włodarze poszczególnych zespołów zamiast ogłaszać po połowie sezonu bankructwo, wolą grać na poziomie, na jaki mogą sobie pozwolić. Podkreśla to przykład Utenisu Utena, który sam dobrowolnie zrezygnował z A Lygi w 2017 roku, a prezes klubu powiedział, że te rozgrywki opłacalne są tylko dla 4 drużyn, które grają w europejskich pucharach. Być może tą decyzją uratował istnienie swojego zespołu.
Problemem w tej sytuacji nie są wygórowane żądania federacji, bo ta dotychczas często szła klubom na rękę. W sezonie 2019 Atlantas Kłajpeda i FK Palanga grały bez licencji na A Lygę, otrzymały warunkowe pozwolenie. Cóż jednak z tego, skoro przez cały sezon sytuacja obydwu zespołów była niestabilna, i w tym roku nie wiadomo czy w ogóle zobaczymy je w jakichkolwiek rozgrywkach? Stojący na krawędzi upadku Atlantas desperacko próbował jeszcze dostać się do A Lygi wykorzystując żarliwe poszukiwania ośmiu chętnych drużyn, ale tym razem federacja nie zgodziła się. Klub ma zadłużenie na ponad 300 tysięcy euro, związek jakiś czas temu oskarżył kilku piłkarzy zespołu o ustawianie spotkań (swoją drogą dotyczy to też FK Palangi), komitet dyscyplinarny pozostał nieubłagany. To oznaczało także, że A Lyga rusza w bardzo okrojonym składzie.
Na samym początku podczas pierwszego etapu procesu licencyjnego uprawnienia bez żadnych zastrzeżeń otrzymało… 5 klubów: Suduva, Żalgiris Wilno, Riteriai, Żalgiris Kowno i FK Poniewież. Skuteczne odwołanie złożyła Banga Gorżdy, choć nie jest jasne czy faktycznie spełniła wszystkie kryteria, czy może federacja przeczuwała że będą kłopoty. Należy tu podkreślić fakt, że przecież promocja do najwyższej klasy rozgrywkowej stała się kosztownym obciążeniem, a nie ukoronowaniem sportowej rywalizacji, radością.
Co to oznacza dla litewskiej piłki? Paradoksalnie sytuacja wydaje się mieć więcej plusów niż minusów. Po pierwsze, gorzej raczej już być nie może. Po drugie, świat litewskiej piłki otrzymał najbardziej wyraźny jak dotąd sygnał, że dzieje się bardzo źle. W klubach leży praca u podstaw, szkolenie młodzieży, kwalifikacje trenerów, zarządzanie całą instytucją. Zbyt wielu chętnych na pompowanie swoich pieniędzy w piłkę nie ma, gdyż jest to sport znajdujący się w cieniu koszykówki, która w przeciwieństwie do futbolu jest świetnie doinwestowana. Jeżeli już się ktoś trafi, to z reguły źle się to kończy, zwłaszcza w przypadku rosyjskich biznesmenów, którzy wielokrotnie mieszali na Litwie i Łotwie. Gdy pojawią się też w końcu pieniądze, to każdy chce dla siebie jak największy kawałek z tego tortu. Taki scenariusz nie ma prawa się dobrze skończyć. FBK Kowno czy Ekranasu Poniewież nie udało się uratować, cudem przetrwał Żalgiris Wilno, a teraz ważą się losy Atlantasu Kłajpeda. Nieważne czy chodzi o zasłużony klub, czy o taki bez tradycji – wobec finansowego żniwa wszyscy na Litwie są równi.
W 2021 roku najpewniej wszystko zacznie się prostować. Swoją gotowość na przyszły rok w najwyższej klasie rozgrywkowej wyraził FC Hegelmann Litauen. Na kolejną edycję A Lygi szykuje się także Džiugas Telsze, który zapowiedział stopniową budowę solidnego zespołu zarówno pod względem kadrowym, jak i organizacyjnym. Na stopniowy rozwój klubu od podstaw dużą uwagę zwracał także opiekun Dainavy Alytus, Łukasz Hass. Polski szkoleniowiec sam nie wiedział w jakiej lidze wystąpi jego drużyna. Ostatecznie stanęło na zapleczu, ale dla większości klubów jest to po prostu stabilniejsza opcja.
fot. Egidijus Jankauskas