Zbliża się koniec szwajcarskiego eldorado?

Valmiera FC oraz Lechia Gdańsk, czyli kluby zarządzane przez dwóch znajomych ze Szwajcarii, odpowiednio Ralfa Iseneggera oraz Paolo Urfera, zmagały się lub nadal zmagają z różnymi, ale w gruncie rzeczy powiązanymi problemami. Nie sposób jednak ustalić gdzie się to zaczyna.

Nie da się tak samo ustalić czy problemy obydwu klubów są ze sobą powiązane. Można tak założyć, ale tylko na zasadzie przypuszczeń. Wszystko to co dzieje się na samej górze jest mało transparentne, mało przejrzyste, jakby od początku zrobione tak aby przeciętny obserwator nie był w stanie zorientować się o co chodzi. Z tego też powodu nie odważę się powiedzieć, że na przykład Lechia Gdańsk miała kłopoty z płynnością finansową, bo tak samo było wcześniej w Valmierze. Nie ma na to konkretnych dowodów a ustalenia między Iseneggerem a Urferem, na przykład w kwestii transferów między klubami, to decyzje, które są znane tylko obydwu zainteresowanym. Fakt, że wypłynęły kwoty za Camilo Menę (łącznie 1,6 miliona euro) i Iwana Żelizko (600 tysięcy euro) to efekt tylko i wyłącznie tego, że Valmiera podała je w swoim sprawozdaniu finansowym, ale i do jego wglądu wymagana jest autoryzacja poprzez łotewski bank. Szybko potem okazało się, że spłata tych piłkarzy odbywa się w harmonogramie ustalonym wcześniej, a szczegółów dotyczących terminów spłaty poszczególnych rat  nie trzeba już ujawniać, Valmiera potem te kwoty zanegowała, znaków zapytania jest ogrom.

Nie chcę też w tym tekście pochylać się przesadnie nad sprawami Lechii Gdańsk. Kwestie zaległości finansowych, zakazu transferowego, braku sponsorów zostały dokładnie opisane przez szereg mediów, na dodatek w ostatnich dniach w klubie z Gdańska pieniądze się pojawiły. Przyjrzymy się za to nieco bliżej Valmierze, bo na północy Lotwy trudności nie zaczęły się tego lata, tylko znacznie wcześniej.

Anonimowość

Isenegger do Valmiery wkroczył od sezonu 2019 i na początku wcale nie zamierzał się ujawniać. Jego ustami w klubie był gruziński trener Tamaz Pertia, który potem przekazywał wszystkie informacje w chwili gdy szwajcarski prawnik robił podchody pod Wisłę Kraków. To właśnie Gruzin na jednej z konferencji prasowych na pytanie o odmienione oblicze Valmiery odpowiedział, że stoi za tym szwajcarski inwestor, który chce zachować anonimowość. Część podejrzewała, że to bajeczka wymyślona dla mediów jednak okazało się to prawdą. Mały lokalny klub po wkroczeniu Szwajcara zaczął robić ciekawe transfery, jeszcze w pierwszym sezonie Iseneggera z chłopca do bicia stał się drużyną, która skutecznie zawalczyła o europejskie puchary. Szwajcar zapewnił sobie 95% udziałów w klubie, symboliczne 5% posiada Uldis Pūcītis.

źródło: Lursoft

Co ciekawe z Valmierą w żaden sposób nie jest powiązany fundusz MADA, który reprezentuje Paolo Urfer. Z drugiej strony ciężko jest znaleźć więcej informacji w sieci na temat spółki FCC International DCMM. Jest zarejestrowana w biurowcu w Dubaju, w którym biuro może wynająć każdy, kogo na to stać.

W przeciwieństwie do Urfera, który udzielił przynajmniej dwóch wywiadów dla Interii, oraz pod swoim nazwiskiem wypuścił niedawno wiadomość dla kibiców, Isenegger zupełnie nie udziela się w mediach ani słowem. Gdy w lipcu 2020 roku dziennikarz serwisu Sportacentrs Māris Noviks prześwietlił Szwajcara, opisał jak reprezentował w sądzie rosyjskich i ukraińskich oligarchów czy osoby z półświatka, jego czasami niejasne transakcje finansowe, wówczas do redakcji z pretensjami zadzwonił… Uldis Pūcītis. Nawet wtedy Isenegger nie angażował się w to osobiście.

Pod ścianą

Valmiera przez pewien czas funkcjonowała całościowo naprawdę dobrze. Pierwsze pogłoski o poślizgach w płatnościach pojawiły się w okresie 2020-2021 roku. Początkowo były to plotki, jednak później okazało się, że faktycznie coś było na rzeczy.

W kolejnych latach zaczęły pojawiać się problemy w spłacaniu ekwiwalentów za wyszkolenie. Zaległości dotyczyły różnych piłkarzy, m.in. Romana Yakuby, Camilo Meny, Aleksandra Gapechkina czy Viktora Aleksandrova. Valmiera spłacała je dopiero po tym jak FIFA nakładała na klub zakaz transferowy. Zakazy klub otrzymywał na pewno minimum 3 razy, poprosiłem federację o informację ile razy łącznie FIFA karała Valmierę w ten sposób za różnego rodzaju zaległości. Do momentu publikacji tekstu nie otrzymałem jednak odpowiedzi.

Im dalej w las…

Największe problemy w Valmierze pojawiły się w tym roku. Odejścia kluczowych piłkarzy, odejścia członków sztabu szkoleniowego, zaległości wobec skarbówki, utrata europejskich pucharów no i na deser: zaległości w wypłatach. Piłkarze zagrozili bojkotem treningu, atmosfera zagęściła się. „To było bardzo ciężkie. Zaległości wynosiły koło 4 miesięcy. Trenerzy próbowali dawać z siebie wszystko, ale rozumieli sytuację w której piłkarze nie chcieli przyjść na trening. Klub obwiniał ich potem o to zdarzenie.” – powiedziała mi osoba związana wcześniej z Valmierą, nie ma jej już w klubie, a ze zrozumiałych względów nie chce wypowiadać się w inny sposób niż anonimowo.

Bojkot treningu był dość poważnym sygnałem, ale jeszcze nie najpoważniejszym. W przeszłości zdarzało się, że piłkarze Skonto Ryga na znak protestu wobec braku otrzymywanych wynagrodzeń odmówili rozegrania meczu ligowego i skończyło się walkowerem. W Valmierze do tego nie doszło ale mój rozmówca zwraca uwagę na fatalną komunikację, a w zasadzie jej brak.

„Nikt z kierownictwa klubu nikomu nic nie mówił. Sztab trenerski nie mógł niczego przekazać piłkarzom, decyzja o zbojkotowaniu treningu przez piłkarzy była podytkowana tym żeby zmusić klub do udzielenia jakichkolwiek informacji na temat sytuacji finansowych.” – tłumaczy mój rozmówca. Tak się jednak nie stało, a jego zdaniem osoby ze sztabu trenerskiego nie mają wiedzy kto odpowiada za ważne decyzje takie jak na przykład transfery. O odejściu Danielsa Balodisa do RFS-u ówczesny trener Jurģis Kalns dowiedział się tylko dzięki temu, że… powiedziało mu o tym kierownictwo nowego zespołu zawodnika! Ponoć w ogóle w problematycznych sytuacjach nie można było z nikim się porozumieć. Z informacji przekazanych mi przez byłego pracownika Valmiery wynika, że Isenegger był w klubie bardzo rzadko, może raz na kilka miesięcy. Jedyna osoba, która ma z nim kontakt to Uldis Pūcītis, prezes klubu. Szwajcara poza nim nie zna nikt, piłkarze, trenerzy, pozostali członkowie kadry. Zresztą, gdy klub miał zaległości finansowe wobec piłkarzy, w klubie bardzo ciężko było też natknąć się na Pūcītisa. „Gdy nie ma kasy, nie pojawia się zbytnio w pobliżu!” – słyszę.

Rozliczone?

Problemy Valmiery są bardzo złożone. Pod koniec marca dług wobec skarbówki wynosił 184 260,04 euro. W kolejnych tygodniach serwis „Sportacentrs” poinformował, że sytuacja finansowa w klubie jest bardzo zła, zaczęły wypływać informacje o zaległościach wobec piłkarzy. Prognozowano odejścia wielu piłkarzy w bieżącym okienku transferowym, ale odszedł też trener, kilku członków sztabu szkoleniowego, nawet człowiek od mediów. Jednocześnie dług wobec skarbówki rósł, federacja 11. maja odebrała klubowi licencję na europejskie puchary (wcześniej odjęto 3 punkty), a decyzja piłkarzom Valmiery została przekazana w przerwie ligowego meczu. Pracownicy Valmiery mieli potem żal do krajowego związku o zły timing, ale i tak nie dowiedzieliby się o tym od kierownictwa swojego klubu, które wewnętrznie sprawy nie komentowało. Dla wszystkich był to jednak cios. Postanowiono złożyć odwołanie, którego koronnym argumentem miałobyć porozumienie ze skarbówką w sprawie spłaty długu.

Eliminacje Ligi Konferencji, mecz Tre Penne – Valmiera, 2023 rok. fot. Filippo Pruccoli

Nieco wcześniej, wyznaczając karę odjęcia 3 punktów, federacja poinformowała, że Valmiera uregulowała należności wobec piłkarzy. Zdaniem mojego rozmówcy nie jest to prawda. Zaległości wobec niektórych wciąż są, w klubie jednak nikt nie martwi się tym, że dany zawodnik miałby z tego tytułu rozwiązać kontrakt. Choć jak podkreśla wobec niego klub nie ma żadnego długu, to odchodząc z klubu słyszał od niektórych piłkarzy, że nie mają płacone już od miesięcy. Federacja ponoć zna sprawę. Niektórzy z kolei osiągali porozumienie z klubem w sprawie rozwiązania umowy. Ogólnie o jakichkolwiek odejściach, szczególnie zawodników reszta dowiaduje się w losowy sposób – tak jak przy okazji wspomnianego wcześniej Balodisa, czy Leo Gaucho, który sam powiedział pozostałym członkom drużyny, że odchodzi.

Valmiera wyczerpała wszelkie źródła walki o zachowanie europejskich pucharów. Ostatnim krokiem był Trybunał Arbitrażowy (CAS) w Lozannie. Również i tam Valmiera nic nie wskórała, dodatkowo musieli zapłacić koszty postępowania. Przegrali wszystko co mogli. A podkreślam cały czas, sprawa rozbiła się o około 200 tysięcy euro długu u skarbówki, co przy okazałych transferach wychodzących z klubu w ostatnich okienkach brzmi jeszcze bardziej absurdalnie.

Milczenie jest złotem?

Klub miał okazję ustosunkować się do zarzutów które padają. Zapytałem Valmierę czy na dzień 12. lipca istnieją jakiekolwiek zaległości finansowe wobec kogokolwiek w klubie, czy faktycznie nikt ze sztabu szkoleniowego nie jest informowany o tak istotnych kwestiach jak transfery czy odebranie licencji na europejskie puchary. Zapytałem także, czy za transfery odpowiedzialny jest sam Ralf Isenegger oraz czy klub w jakiś sposób współpracuje z Lechią Gdańsk, oraz czy właściciel próbował w ogóle szukać 200 tysięcy euro, przez które utracono europejskie puchary. Niestety, nie skorzystano z możlwiości ustosunkowania się do tych kwestii. Do momentu publikacji tego materiału nie otrzymałem żadnego komentarza ze strony klubu.

Czarne barwy

„Właściciel albo stracił fundusze, albo zainteresowanie klubem. Musieli sprzedać Danielsa Balodisa i Niksa Sliede aby mieć na pensje. Nie sądzę aby przyszłość klubu była dobra” – twierdzi mój rozmówca. Rzeczą, którą podkreśla szczególnie jest brak jakiejkolwiek komunikacji. „Nigdy nie było żadnej komunikacji między klubem a sztabem szkoleniowym i piłkarzami. Kierownictwo nie pisnęło ani słowem o odebraniu europejskich pucharów nawet po ogłoszeniu komunikatu federacji.” Poprosiłem go także o wypowiedź na temat prezesa klubu, Uldisa Pūcītisa, skoro Iseneggera i tak nikt nie znał. „Wydaje się być w porządku facetem, ale klub nie jest prowadzony prawidłowo. Gdyby człowiek, który nie może zapłacić ci pensji, miał jakąkolwiek moralność, przeprosiłby, powiedział, że ciężko nad tym pracuje, osobiście nie ma pieniędzy,  że pochodzą one od Ralfa. Wtedy mógłbym się z nim bardziej utożsamić. Ale nikomu nic nie mówi i jest tak najwyraźniej od dłuższego czasu”.

Ten komentarz potraktujmy jako puentę. Odpowiedź na wszelkie, niewyjaśnione jeszcze kwestie, przyniesie tylko czas. Przy tym wszystkim fenomenem jest, że piłkarze Valmiery wciąż prezentują dobry poziom sportowy i osiągają dobre wyniki.

fot. Valmiera FC

4.2 5 głosów
Article Rating
Share on facebook
Share on twitter
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Logowanie