Z wizytą w FK Valka

O nieplanowanych wydarzeniach mówi się, że często bywają najlepsze, i tak było też w moim przypadku. W niedzielę 4. czerwca kompletnie nieplanowanie udałem się na północ Łotwy, pod granicę z Estonią. W miejscowości Valka miałem przyjemność spotkać się z Raivis Graņicsem – trenerem drużyny FK Valka oraz lokalnym przedsiębiorcą.

Po stronie łotewskiej Valka, po estońskiej Valga. Początkowo nie planowałem udawać się pod granicę z Estonią, ale skoro było ze Smiltene było już tak blisko (nieco ponad 40 kilometrów), to grzechem byłoby nie skorzystać. Zwłaszcza, że bardzo blisko siebie po obu stronach granicznego miasta działają dwa kluby piłkarskie – FK Valka (łotewska 3. līga) i estońska Valga Warriors (także czwarty poziom rozgrywek). Pisałem też o tym niegdyś tekst.

Miasto

Łotewska Valka liczy ok. 4,5 tysiąca mieszkańców, ma długie tradycje sportowe sięgające lat 20. XX wieku. Pod miastem znajduje się jezioro Zāģezers. Przez centrum przebiega granica, w zasadzie przekracza się ją niezauważenie – o zmianie państwa informują białe słupki. Kiedyś do 1995 roku działało tutaj przejście graniczne, dziś jedynie relikt przeszłości. Estońska Valga jest większa. Mieszka w niej niecałe 12 tysięcy osób, infrastruktura jest bardziej rozwinięta i bardziej przypomina większe miasto niż Valka.

Stadion

Na obiekcie stadionu miejskiego wita mnie Raivis Graņics – przedstawiciel klubu, trener. W niedzielny poranek nie dzieje się praktycznie nic. Na terenie budynku klubowego zlokalizowanego w trybunie jest tylko ochroniarz, sprzątaczka, gdzieś przewinęło się dwóch młodych sportowców. No i jest oczywiście Raivis, który wita mnie, pokazuje automat w którym mogę kupić kawę i zabiera na płytę stadionu.

Murawa jest dokładnie taka jak u nas na orlikach – sztuczna trawa i czarne gumki. Obecnie utrapienie, Raivis narzeka, że źle to wygląda, źle się na tym gra, punkt do wykonywania rzutów karnych bardziej wyznacza nalepiona łata niż białe kółko. Kiedyś jednak w okresie zimowym kluby z Rygi organizowały tutaj dla swojej młodzieży coś w rodzaju kolonii. Stadion w Valce jako jeden z nielicznych i jako jeden z pierwszych obiektów miał sztuczną nawierzchnię, która w trudnych warunkach pogodowych była nieporównywalnie lepsza niż tradycyjna trawa. To było jednak kilkanaście lat temu, dziś już nikt ze stolicy nie musi specjalnie tutaj przyjeżdżać. Infrastruktura rozwija się. Koło boiska znajduje się trybuna o pojemności ok. 300 osób. Na mecze zazwyczaj przychodzi 80-90 widzów, wszystko zależy od rangi przeciwnika oraz osiąganych aktualnie przez drużynę rezultatów.

Nie doceniamy tego co mamy

Po krótkich oględzinach boiska wchodzimy do budynku klubowego, który jest zlokalizowany pod trybuną. Na wejściu od razu rzuca się w oczy gablota z trofeami. Jedna, ale wypełniona po brzegi. Na przeciwnej ścianie wisi druga, tam znajdują się suweniry i pamiątki z różnych okresów. Ot, takie małe muzeum sportu Valki.

Następnie skierowaliśmy swoje kroki do szatni pierwszej drużyny. Tu w zasadzie nie było niczego niezwykłego, choć i tak się zaskoczyłem. Pośród wiszących na ścianie proporczyków znalazł się jeden przywieziony z… Izraela. Kiedyś jeden klub stamtąd przyjechał na trasę po Łotwie i zawitał także do Valki.

Największe wrażenie zrobiło jednak na mnie to, co zobaczyłem w pomieszczeniu obok. Grająca na czwartym poziomie rozgrywek drużyna ma swoją… saunę! A dokładnie dwie sauny, w których można zregenerować się po meczu. Na piętrze jest także siłownia. Ze względu na ograniczone miejsce sprzęt trzeba było nieco poupychać maszyny, ale naprawdę wszystko czego potrzeba to jest. Osoby postronne mogą wejść sobie i poćwiczyć do 2 godzin za 3 euro, albo kupić karnet na 10 wejść za 25 euro. Warto też wspomnieć o widocznym na filmiku wyżej białym budynku za boiskiem. Jest to, uwaga, strzelnica! Nie mogliśmy tam wejść bo nie było instruktora, ale już sam fakt obecności takiego miejsca na terenie stadionu zrobił na mnie piorunujące wrażenie.

Sauna. Tuż obok jest jeszcze druga.

Widząc moją reakcję przepełnioną zdumieniem i zachwytem nad obecnością tak wielu rzeczy na terenie obiektu Raivis stwierdził, że „nie zawsze doceniamy to co mamy”. Weszliśmy jeszcze na dach z którego roztacza się widok na cały stadion, to właśnie z tego miejsca klub organizuje transmisje ze spotkań lub kręci inne matieriały video. Raz wdarł się tam także jeden z kibiców, ale szybko został poinformowany, że nie jest to odpowiednie miejsce do oglądania meczu. Ja zapozowałem tam z koszulką wyjazdową FK Valki, którą dostałem w prezencie od Raivisa razem z kartką z naklejkami.

Estonia

Raivis zaoferował odwiedziny po stronie estońskiej. Przekraczając granicę autem przez wspólne centrum ciężko jest, jak wspomniałem wcześniej, wyłapać moment w którym opuszcza się Łotwę a wkracza do Estonii. Widać różnice w infrastukturze, ta w Valdze jest bardziej rozwinięta, bardziej zwarta. Po kilku minutach jazdy docieramy na stadion Valgi Warriors, który mimo narzekań Raivisa na murawę swojego klubu wygląda jeszcze gorzej niż orlikowa nawierzchnia w Valce. „Mają tu problemy w utrzymaniu naturalnej trawy” – powiedział Raivis widząc mnie fotografującego źdźbła wysuszonej trawy. Na pierwszy rzut oka ciężko pomyśleć, że na takim placu ktokolwiek gra w piłkę.

Jednak wbrew pozorom kopanie piłki na takiej nawierzchni nie musi być koszmarne. Podłoże jest dosyć miękkie, ewentualne upadki nie narażają zdrowia na szwank. Tuż obok na wzgórzu znajduje się drugie boisko Warriors, tym razem ze sztuczną trawą. Przed początkiem bieżącego sezonu klub z Valgi dostał ofertę przystąpienia do zmagań na czwartym szczeblu, dotychczas grał na piątym. Niestety jest raczej outsiderem, jedno z ostatnich spotkań przegrał aż 0-20.

Raivis opowiada, że na pograniczu we wzajemnej komunikacji dominuje język rosyjski. Przejeżdżając przed starym przejściem granicznym opowiada, że gdzieś tam kiełkuje pomysł wystawienia wspólnej drużyny Valki i Valgi. Pytanie tylko w którym kraju? W końcu przez granicę wszystko odbywa się bardzo płynnie, w Estonii znają Raivisa, zagadują go nawet po łotewsku. Trener Valki podkreśla, że Estończycy mają lepszy system finansowego wspierania klubów, choć ten na Łotwie też nie jest najgorszy. Na razie zatem obydwie drużyny występują wciąż w swoich krajach, choć w przeszłości gracze zespołów wymieniali się i grali „dla sąsiada”.

Dalszy rozwój, miejscowa młodzież

Po krótkim objeździe wracamy do Valki. 95% zawodników drużyny stanowi lokalna młodzież, nastolatkowie. Pojedyncze osoby są z pobliskich miejscowości – Bilska, Rauna. Sam Raivis jest z Valki. Na co dzień prowadzi agencję pracy Recruitment Group. Jej logo widnieje na koszulkach drużyny oraz bandach wokół boiska. Działalność w klubie jest tylko dodatkiem, pasją.

„Widzisz, ja często słyszę narzekania klubów z Rygi, że muszą jeździć tu, tam, szukać, wynajmować. My nie mamy takich problemów. Wszystko jest w jednym miejscu. Możemy korzystać kiedy chcemy, kiedy mamy potrzebę” – opowiada Raivis. Jeżeli wszystko pójdzie pomyślnie w miejskim urzędzie to stadion czeka przebudowa, ale na razie tylko w kwestii infrastruktury lekkoatletycznej. Piłka nożna będzie musiała jeszcze poczekać.

Na koniec pozuję jeszcze z domową koszulką Valki, a potem razem z Raivisem. Na Instagram klubu trafi notka o mojej wizycie, w ciągu kilku dni polubi ją ponad 50 osób. A ja z granicznego miasteczka wyjeżdżam z poczuciem, że był to bardzo miło spędzony czas i kolejna cenna lekcja o łotewskiej piłce nożnej.

0 0 głosów
Article Rating
Share on facebook
Share on twitter

Tagi:

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Logowanie