W trwającej przerwie reprezentacyjnej Litwini po raz drugi w nieco ponad miesięcznym odstępie czasu zmierzyli się z reprezentacją Rumunii. Niestety mimo dobrej postawy także i tym razem nie udało się zdobyć choćby punktu.
Wrześniowe starcie potoczyło się dla Litwinów dość pechowo. Do 87. minuty utrzymywał się wynik 1-1, a po drodze VAR anulował gola Domantasa Antanavičiusa. Rumuni ostatecznie wygrali 3-1, lecz Litwini postawili w tym meczu twarde warunki i gospodarze musieli się natrudzić aby zdobyć 3 punkty.
W dzisiejszym pojedynku wymiana ciosów zaczęła się bardzo szybko a w ciągu 18 minut arbiter przyznał 2 rzuty karne, po jednym dla każdej drużyny. I tak już w 7. minucie Litwę na prowadzenie wyprowadził Armandas Kučys, zaś w 18. wyrównał Razvan Marin. Wynik 1-1 utrzymał się do przerwy, a Litwini schodzili do szatni nawet jako drużyna, która częściej strzelała na bramkę rywala. Wśród fanów gospodarzy nie brakowało optymizmu i nadziei na wywalczenie punktu z Rumunami. Podopieczni Edgarasa Jankauskasa nie wyglądali źle na tle silniejszego rywala, mecz miał dość wyrównany przebieg, chyba nie tego spodziewał się przeciwnik.
Niestety skończyło się jak to zwykle w przypadku reprezentacji Litwy bywa. W 65. minucie Denis Dragus zdobył decydującego jak się potem okazało gola. Mimo nienajgorszej postawy Litwa została z niczym. „Pierwsza bramka w meczu dała wiele nadziei, ale jest to co jest…” – napisał na Twitterze prowadzący bloga „Futbolo kambarys” i chyba stanowi to idealne podsumowanie nie tylko tego meczu, ale i całej kampanii Litwy w Lidze Narodów. Litwini jak na razie zajmują ostatnie miejsce w swojej grupie z Rumunią, Kosowem i Cyprem pozostając jedyną ekipą w stawce bez choćby jednego punktu na koncie.
fot. Erikas Ovcarenko